czwartek, 28 listopada 2013

Aromatyczne cudeńka z YANKEE CANDLE part 2

Zachwycona poprzednimi woskami z Yankee Candle - ich intensywnością i wydajnością, postanowiłam złożyć kolejne zamówienie. Tym razem skusiłam się na 4 woski z kolekcji świątecznej. Przetestowałam, wypróbowałam i dzisiaj zapraszam Was na ich krótką recenzję.



SNOW IN LOVE
Zakochaj się w tym wspaniałym połączeniu - kremowej mieszance zapachu lasu otulonego świeżym puchem...

Pachnie....hmmm tak naprawdę ciężko jednoznacznie określić czym. Po nazwie spodziewałam się czegoś delikatnego, romantycznego, słodkiego, a zapach jest bardzo intensywny, mocno perfumowany. Niby orzeźwiający, ale z drugiej strony strasznie przytłacza. Zauważyłam, że nie mogę go zbyt długo palić, bo zaczyna mnie przy nim boleć głowa (choć ja zawsze palę malutkie kawałki tarty) - nie polubiliśmy się.


SNOWFLAKE COOKIE
Pyszne i słodkie świąteczne kruche ciasteczka z różowym lukrem.

Rzeczywiście pachnie ciasteczkami, a konkretnie śmietankowymi wafelkami. Ma też w sobie coś słodko-pudrowego, nie wiem jak to nazwać ;) Choć pachnie ładnie, to dla mnie ten zapach jest troszkę sztuczny i mdlący. Dlatego palę go zawsze przez jakieś pół godzinki, później gaszę, a zapach i tak unosi się w powietrzu jeszcze przez kilka godzin, ale nie jest już taki ciężki i męczący.


MERRY MARSHMALLOW
Słodkość, puszystość i waniliowa kremowość pianek marshmallow przywołają uśmiech na twarzy każdego łasucha.

Z tym woskiem polubiliśmy się najbardziej :) Zapach jest bardzo słodki, przebija się tu delikatnie wanilia. Faktycznie pachnie jak te biało-różowe pianki z Haribo, aż chciałoby się go schrupać. Dla wszystkich łasuchów - wosk idealny! Powoduje, że nasz pokój staje się ciepły i przytulny. Kiedy zapalę go sobie wieczorem, ten przyjemny aromat czuje jeszcze następnego ranka po przebudzeniu się.

 
HONEY&SPICE
Smakowita mikstura - złoty nektar i trzcina cukrowa z dodatkiem laski cynamonu.

Zdecydowanie czuć miód z delikatnym aromatem korzennych przypraw. Ale nie jest to taki typowo słodki zapach miodu, jaki mają niektóre kosmetyki. Jest jakby bardziej "ostry" i wykwintny. Być może dodatek tych przypraw to powoduje. Jednak ani cukru trzcinowego, ani cynamonu tu nie wyczuwam. Zapach jest mocny i intensywny, ale nie przytłacza. Mam mieszane uczucia, co do niego. Spodziewałam się chyba, że będzie to bardziej świąteczny, korzenny zapach - taki, jaki zawsze czuję przy pieczeniu piernika. A niestety taki nie jest.


Co myślę?
Tym razem szczerze muszę przyznać, że się rozczarowałam... Spodziewałam się, że kolekcja świąteczna mnie również zachwyci, tak jak poprzednie woski, ale było zupełnie na odwrót. Zapachy jakoś nie trafiły w moje gusta, może z wyjątkiem Merry Marshmallow. Są ciężkie i przytłaczające. Palenie ich nie sprawiało mi takiej przyjemności, jak poprzednim razem. Ale oczywiście nie zrezygnuje z kupna kolejnych wosków Yankee Candle ;) Tylko tym razem postawię na jakieś świeże, owocowe zapachy, bo takie odpowiadają mi najbardziej. W ponure i długie jesienno-zimowe wieczory potrzebuje jakiś energetyzujących zapachów, a te z kolekcji świątecznej do takich niestety nie należą.

A Wy miałyście, któryś z tych zapachów? Co o nich myślicie? Jakie zapachy mogłybyście mi jeszcze polecić?  

poniedziałek, 25 listopada 2013

PROMOCJE, PROMOCJE, czyli NOWOŚCI w mojej kosmetyczce :)

Wszyscy chyba już słyszeli o -40% zniżkach, jakie przygotowały dla nas drogerie Rossmann, SuperPharm i Hebe. Oczywiście nie mogłam przejść obojętnie wobec takich zniżek ;) Ale właściwie kupiłam produkty, których potrzebowałam albo takie, które wiem, że za jakieś 2-3 tygodnie i tak mi się skończą. A nie wiem jak Wy, ale ja mam tak, że jak mi się coś kończy, to wszystko naraz ;) I właśnie akurat wtedy nie ma na nic promocji! Dlatego tym razem zrobiłam sobie "małe" zapasy i spokojnie wiem, że kosmetyki te wystarczą mi na kolejne kilka miesięcy. Dobrze, dobrze, już uspokoiłam swoje wyrzuty sumienia i mogę spokojnie Wam pokazać moje zdobycze :)

Rossmann

Podkład Rimmel Wake Me Up (40,99zł -> 25,19zł) - jak już dobrze Wiecie uwielbiam ten podkład, dlatego wiedziałam, że muszę go kupić. Jakoś promocje na niego zdarzają się rzadko, a teraz mam buteleczkę na zapas, więc nie muszę się martwić, że mi go zabraknie.
Puder Rimmel Stay Matte (25,99zł -> 15,59zł) - potrzebowałam pilnie jakiegoś pudru, za bardzo nie wiedziałam na jaki się zdecydować. Ale przypomniało mi się, że ten kiedyś miałam i dobrze się spisywał - fajnie matowił twarz, utrzymywał się prawie cały dzień - więc wylądował w moim koszyku ;)
Tusz do rzęs Collosal Volum Express Maskara (31,99zł -> 19,49 zł) - to mój faworyt wśród tuszy do rzęs, kupuje jedno opakowanie za drugim. Nie powinno zatem nikogo dziwić, że tym razem też na niego postawiłam.
Lakiery Rimmel 60 seconds (9,99zł -> 5,99zł) - bardzo lubię lakiery z tej serii za ich trwałość, za to że wysychają w ekspresowym tempie, za genialny pędzelek. Zdecydowałam się na trzy kolorki: 315 klasyczna czerwień, 622 wrzosowy i 605 głęboki, śliwkowy fiolet.
Antyperspirant Rexona (6,99zł) - do tej pory używałam zawsze Lady Speek Stick, ale już mi się znudził. Dlatego chciałam wypróbować czegoś nowego. Kupiłam ten i jestem bardzo zadowolona - pięknie pachnie, świetnie chroni, nie brudzi ubrań.

SuperPharm

Maska do włosów Biovax (19,99zł -> 11,99zł) - nie wyobrażam sobie mojej pielęgnacji włosów bez tych maseczek, świetnie wpływają na ich kondycję, włosy są miękkie, łatwo się rozczesują, do tego pięknie pachną.
Ekspresowa odżywka regeneracyjna Gliss Kur (16,99 zł -> 10,49zł) - tak jak już Wam wcześniej pisałam o tym produkcie w ulubieńcach - włosy się genialnie rozczesują, nie plączą. Buteleczka, którą teraz używam powoli się kończy, dlatego kupiłam następną ma zapas.


Płyn micelarny Soraya (4,99 zł) - wzięłam go już przy samej kasie, oczywiście skusiła mnie cena. Wypróbuje, przetestuje, jeśli się nie sprawdzi, będę używała go, jako tonik - miałam właśnie z tej serii i byłam z niego zadowolona.
Żel do mycia twarzy La Roche Posay (50,99zł -> 30,60zł) - bardzo lubię ten żel, moja skóra jest po nim fantastycznie oczyszczona. Mam jeszcze w zapasie żel do mycia twarzy z Biodermy, ale cena była taka kusząca, że nie mogłam go nie kupić.
Krem pod oczy Dermic Hialuro (29,99zł -> 11,99zł) - akurat skończył mi się krem pod oczy, szukałam jakiegoś nowego i ten wpadł mi w oko. Nigdy jeszcze nie miałam kosmetyków z tej firmy, zobaczymy jak się spisze.

Hebe

Suchy szampon Batiste tropical (14,99zł) - wszyscy mają suchy szampon, mam i ja ;) Długo nie mogłam się na niego zdecydować, w końcu się jednak skusiłam. Oczywiście przy wyborze kierowałam się zapachem (jak to zawsze ja!) - pachnie bosko :)
Krem Ziaja 25+ nawilżająco-matujący (9,49zł) - wielokrotnie polecała go Basia z kanału callmeblondieee, dlatego postanowiłam go wypróbować. Używam go już przeszło tydzień i jak narazie jestem zadowolona - jest delikatny, dobrze nawilża, ładnie pachnie, żadne niespodzianki na mojej twarzy się nie pojawiły.
Masło do ciała Perfecta pomarańczowo-waniliowe (7,99zł) - bardzo lubię używać te masełka z Perfecty, zwłaszcza w okresie jesienno-zimowym, kiedy moja skóra potrzebuje mocnego nawilżenia. Miałam różne wersje zapachowe, ale to moja ulubiona. 

A jak Wasze promocyjne zakupy? Zaszalałyście czy kupiłyście tylko te potrzebne Wam kosmetyki?

piątek, 22 listopada 2013

TESTUJEMY: L'oreal Ideal Soft PŁYN MICELARNY

Każda z nas wie, że demakijaż to podstawa w codziennej pielęgnacji naszej skóry. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której miałabym się położyć spać w makijażu. Choć nie wiem, jak byłabym zmęczona po długim i ciężkim dniu, czy nie wiadomo, jak późno wróciłabym do domu, makijaż muszę zmyć koniecznie! Na rynku mamy do dyspozycji całą gamę kosmetyków służących do zmywania makijażu - mleczka, toniki, olejki, płyny dwufazowe, chusteczki do demakijażu, płyny micelarne. Ja wypróbowałam różne opcje - podczas stosowania mleczek zawsze wpychałam je sobie do oczu, co wcale im nie służyło, w dwufazówkach denerwowała mnie tłusta warstwa, którą zostawiały, chusteczki były jedną wielką porażką. Przy moich bardzo wrażliwych oczach najlepiej radziły sobie płyny micelarne i to im jestem wierna od długiego już czasu. 

O płynie micelarnych z L'oreala od dawna słyszałam wiele pozytywnych opinii, spora część dziewczyn go polecała. Ja jednak cały czas używałam moich dwóch ulubieńców - płynu z Biodermy i Bourjois. Do tego z L'oreala podchodziłam jakoś sceptycznie. Być może wiązało się to z tym, że kosmetyki pielęgnacyjne tej marki do tej pory mnie zawsze zawodziły - kremy powodowały straszny wysyp na mojej buzi, szampony obciążały moje włosy, sprawiały, że były przyklapnięte i matowe itd. Jednak przy każdej wizycie w Rossmanie zerkałam na ten płyn i mnie tak kusił i kusił, aż w końcu wylądował w moim koszyku ;) Zaczęłam go regularnie stosować i ...
No właśnie, jeśli chcecie wiedzieć co o nim myślę, zapraszam serdecznie do dalszej części posta :)


Co obiecuje nam producent?
Kryształowo przejrzysty płyn oczyszcza i zarazem usuwa wszelkie ślady makijażu z twarzy i oczu. Jest bardzo łagodny i koi nawet wrażliwą skórę. Formuła bez zapachu, bez alkoholu. Hipoalergiczny.
Cena 14,99 zł/200 ml

Plusy:
  • doskonale zmywa, nie rozmazuje makijażu
  • nie podrażnia oczu, oczy nie są zaczerwienione , nie szczypią
  • nie zapycha, nie powoduje żadnego wysypu na twarzy
  • po jego użyciu faktycznie czuć, że skóra jest ukojona
  • delikatny i łagodny dla skóry
  • nie pachnie, ma całkowicie neutralny zapach
  • nie pozostawia tłustego filmu (którego nie znoszę)
  • wydajny - spokojnie starcza na 2-3 miesiące codziennego stosowania
  • opakowanie - jest przezroczyste, dzięki czemu dokładnie wiemy, ile produktu jeszcze nam zostało
  • dostępność - możemy go kupić w każdym Rossmanie czy SuperPharm
  • cena - nie jest wygórowana, a często możemy dostać go w promocji
Minusy:
  • na początku przeszkadzała mi zbyt duża dziurka, przez co niepotrzebnie wylewało się za dużo produktu na wacik, ale uważam, że jest to kwestia wprawy i po kilku zastosowaniach można się przyzwyczaić i nauczyć obsługi tego opakowania ;)
 

Testujemy skuteczność:
Na zdjęciach możecie zobaczyć, jak płyn radzi sobie ze zmywaniem: podkładu Bourjois Healthy Mix, tuszu Maybelline, czarnej kredki do oczu Wibo i szminki Rimmel nr 700 Nude Delight.

Jedno potarcie wacikiem

Drugie potarcie wacikiem

Podsumowując - uważam, że jest to jeden z najlepszych płynów micelarnych na rynku. Zmywanie nim makijażu to sama przyjemność. Nie musimy mocno pocierać wacikiem, aby wszystko nam ładnie zeszło. A co dla mnie najważniejsze - jest łagodny dla moich oczu, nie zdarzyło się, żeby przy jego stosowaniu moje oczy były podrażnione. Jeśli jakiś produkt do demakijażu to robi, na samym wstępie jest u mnie skreślony. Ten spisuje się fantastycznie. Nie wiem natomiast, jak radzi sobie z produktami wodoodpornymi, bo takich nie używam. Uważam jednak, że swoją jakością dorównuje słynnej Biodermie, a cenowo jest pomiędzy nimi przepaść. Więc skoro za niższą cenę, możemy dostać równie dobry i skuteczny produkt, to po co przepłacać. 

A co Wy myślicie o tym płynie micelarnym? Używałyście go już? Jakie są Wasze ulubione kosmetyki do zmywania makijażu?

wtorek, 19 listopada 2013

DIY: BOMBKA świąteczna ze wstążek

W poście, w którym pokazywałam Wam jak wyczarować bałwanka z cekinów, obiecałam, że pokażę jak zrobić świąteczną bombkę ze wstążek. Dlatego dzisiaj zapraszam Was na szybki kurs jej wykonania ;)


Co będzie nam potrzebne?
  • kula styropianowa 8 cm
  • wstążki satynowe 25 mm w różnych kolorach
  • kawałek tasiemki 6 mm
  • krótkie szpilki (14 mm)
  • szpilki z kolorowymi główkami
  • ostre nożyczki
 

Jak to zrobić? 
1. Na początku musimy pociąć nasze wstążki na 6,5 cm odcinki. Z mojego doświadczenia (a uwierzcie mam duże, bo już około 100 takich bombek zrobiłam) wynika, że zazwyczaj na całą bombkę wychodzi 96 takich kawałków. Ja do dzisiejszej bombki zdecydowałam się użyć czterech kolorów, dlatego potrzebuje po 24 kawałki z każdego. 

2. Potrzebny nam też będzie jeden mały 3 cm kawałek, który będzie tworzył początek naszej bombki. 

3. Wstążkę składamy w trójkącik i przypinamy wokół małego kawałka. Szpilki wbijamy w rogach trójkąta i na jego środku - tak, aby nic nam się nie rozchodziło.

4. Kolejne trójkąty przypinamy dookoła tak, aby pierwszy rząd składał się z czterech elementów.

5. Kolejne cztery trójkąty układamy pomiędzy te z pierwszego rzędu, tak aby ładnie zakryły nam wszystkie szpilki (oczywiście te w rogach trójkątów).

6. Tak robimy całą bombkę, naprzemiennie układając kolory. Trójkąty układamy dość ciasno, aby nie tworzyły się przerwy i nieestetyczne elementy wstążki nie były widoczne.

7. Kiedy zostaje nam już niewielka część widocznego styropianu, musimy to jakoś estetycznie zakryć. W tym celu docinamy dwa kawałki wstążki, końce zawijamy pod spód (aby się nam nie postrzępiły) i przypinamy je kolorowymi szpilkami, żeby całość ładniej się prezentowała. 

8. Na koniec pozostaje nam zrobić ozdobną kokardę (dla mnie to najtrudniejszy fragment, bo nigdy nie wychodzi mi ładna za pierwszym razem;)) i uchwyt, na którym zawiesimy naszą bombkę (w zależności od Waszych potrzeb może być dłuższy lub krótszy). 

I gotowe! - zrobienie takiej bombki jest naprawdę dziecinnie proste. Wystarczy odrobina czasu i dobrych chęci. Wybór kolorystyki to już Wasza inwencja twórcza! A możecie stworzyć piękną i oryginalną ozdobę świąteczną :)


Poniżej jeszcze wrzucam Wam kilka zdjęć (z góry przepraszam za ich jakość) moich zeszłorocznych bombek - te były robione na specjalne zamówienia dla znajomych i koleżanek z pracy mojej mamy:


Jak Wam się podoba taka bombka ze wstążek? Może macie jakieś inne pomysły na wykorzystanie takiej styropianowej kuli? Wolicie własnoręcznie wykonane ozdoby świąteczne czy takie kupione w sklepach?

czwartek, 14 listopada 2013

NAJLEPSZA TRÓJKA - kanały Youtube

Dzisiaj chciałam Wam opowiedzieć parę słów o 3 moich ulubionych kanałach modowo-urodowo-lifestylowych na youtube. Każdą z tych dziewczyn uwielbiam i darzę ogromną sympatią. Jeśli którejś z nich jeszcze nie znacie, to z całego serca polecam Wam ich filmiki.


MIEJSCE 3
CIASTECZKO25 - to kanał modowo-urodowy, który oglądałam jako pierwszy. I to tak naprawdę przez Kasię zaczęło się moje uzależnienie od youtube'a ;) Przepiękne makijaże, genialne stroje dnia, rzeczowe recenzje kosmetyków, a od niedawna i świetne pomysły DIY (możecie je podpatrywać na jej drugim kanale).



MIEJSCE 2
DESIGNYOURLIFEPL - kanał Aliny odkryłam dopiero kilka miesięcy temu. Kreatywna i pomysłowa. Ta dziewczyna to jedna wielka skarbnica pomysłów - każde jej filmiki czy posty na blogu z serii DIY sprawiają, że sama zaczynam szukać, kombinować i tworzyć coś z niczego. A każda jej notka zawsze wpływa na mnie motywująco i daje mi kopa do działania.



MIEJSCE 1 
CALLMEBLONDIEE - no i na koniec nasza dzisiejsza zwyciężczyni, czyli Basia :) Niesamowicie szczera, autentyczna, zabawna. Każdy jej filmik oglądam z wielkim bananem na twarzy. Zaraża mega pozytywną energią, do tego otwarcie mówi, które kosmetyki są genialne, a które do niczego, bez ściemy i owijania w bawełnę. To po jej recenzjach zazwyczaj moja kosmetyczka się powiększa. Tylko mój portfel nie jest z tego powodu zadowolony ;)



A wy jakie kanały polecacie? Które dziewczyny oglądacie najchętniej? 

poniedziałek, 11 listopada 2013

FIT LIFESTYLE: Zdrowe przekąski

Batoniki, ciasteczka, czipsy, lody...  Czy i Wam nie zdarzało się po nie sięgać? I to najczęściej nie dlatego, że byłyście głodne czy miały ochotę coś zjeść? Przecież kawa zdecydowanie lepiej smakuje w towarzystwie kawałka ciasta czy batonika. A oglądając film czy ulubiony serial miło pochrupać sobie czipsy czy paluszki.
Dzisiaj chciałam Wam pokazać czym takie "grzeszne" przekąski można zastąpić. Bo oczywiście nie karzę Wam całkowicie zrezygnować z jedzenia czegoś pomiędzy posiłkami. Ale warto to robić z głową i zastanowić się czym możemy zastąpić kaloryczne i niezdrowe produkty.

Moje propozycje przekąsek:
  • świeże owoce lub warzywa - pyszne, zdrowe i bogate w witaminy, które korzystnie wpływają na piękną cerę, lśniące włosy i mocne paznokcie. Wybór jest ogromny, opcji co z nich zrobić również wiele - można jadać je samodzielnie, można z nich wyczarować sok czy koktajl albo jakąś sałatkę. Dobrym rozwiązaniem są ten suszone owoce, których na półkach sklepowych też jest coraz więcej.

  •  orzechy, słonecznik, migdały, pestki dyni, rodzynki - ostatnio jestem od nich uzależniona ;) Uwielbiam je sobie podgryzać czytając notki na blogach czy oglądając filmiki na youtube. Orzechy zawierają dużo białka, błonnika, wiele składników mineralnych (tj. wapń, żelazo, magnez, witaminy A, D i E), to doskonałe źródło energii dla naszego organizmu. Dodatkowo orzechy podnoszą poziom serotoniny, która po pierwsze zmniejsza apetyt, a po drugie poprawia nasz nastrój. Także dziewczyny jedzmy orzechy, a będziemy piękne i zdrowe ;)

  • chrupkie pieczywo lub wafle ryżowe - niskokaloryczne i lekkostrawne. W podróży możemy je sobie chrupać same bez dodatków, w domu natomiast możemy poszaleć i zjeść je z dodatkiem jogurtu i owoców czy ulubionego dżemu albo masła orzechowego. Fantastyczne także dla dzieci, jako alternatywa dla tradycyjnych, słodszych i bardziej kalorycznych przekąsek (a dobre nawyki żywieniowe powinno się kształtować już od najmłodszych lat). 

  • galaretki, pianki, budynie - opcja dobra na teraz - kiedy za oknem zimno i ponuro, chętniej sięgamy po jakąś cieplejszą przekąskę. Oczywiście najlepiej byłoby przygotować taki budyń czy kisiel samemu, ale jeśli już nie mamy na to czasu, można sięgnąć po te gotowe - wybór smaków jest ogromny, więc każdy znajdzie z pewnością swój ulubiony - ja osobiście uwielbiam budyń waniliowy z odrobiną syropu malinowego :) 

  • deserek jogurtowo-owocowy - mój ulubiony! Jeśli macie więcej czasu i jesteście naprawdę głodne, to polecam Wam wypróbowanie tego deseru. Jest dziecinnie prosty w przygotowaniu. W szklance warstwami układacie ulubione owoce, jogurt naturalny, orzechy i tak na przemian. Pycha!

A jakie są Wasze ulubione przekąski? Kiedy dopada Was "mały głód" ulegacie pokusie sięgnięcia po coś słodkiego czy staracie się zjeść coś zdrowego?

środa, 6 listopada 2013

KOSMETYCZNI ulubieńcy października

Dzisiaj zapraszam Was na przegląd kosmetycznych ulubieńców miesiąca października

KOLORÓWKA
Podkład Rimmel Wake Me Up - uwielbiam go przede wszystkim za to, w jaki sposób pięknie rozświetla moją buzię, nawet po nieprzespanej nocy czy w trakcie choroby skóra wygląda świeżo i promiennie (recenzja tutaj).
Tusz do rzęs Maybelline Colossal Volum Express - jest intensywnie czarny, fantanstycznie pogrubia i rozdziela moje rzęsy, czyli robi dokładnie to, czego ja od tuszu do rzęs wymagam (recenzja tutaj).
Szminka Rimmel nr 700 Nude Delight - idealna szminka na codzień, delikatny nudowo-brzoskwiniowy odcień, dość długo utrzymuje się na ustach; jedynym jej minusem jest to, że delikatnie wysusza moje wargi.
Lakier pod paznokci Rimmel Salon Pro nr 701 Jazz Punk - bardzo lubię lakiery z tej serii, długo się trzymają na paznokciach, mają fantastyczny pędzelek, szybko schną, a ten kolor to mój jesienny ulubieniec, w październiku nosiłam go niemal cały czas.

PIELĘGNACJA WŁOSÓW
Szampon do włosów Timotei Dream Volume - bardzo lubię szampony z tej serii Jericho Rose, ale ten grepfrutowy to mój zdecydowany faworyt - zapach jest po prostu genialny! Dobrze oczyszcza moje włosy, nie podrażnia skóry głowy, ładnie się pieni. Jakiejś mega objętości nie zauważyłam, ale ja tak naprawdę tego od szamponu wcale nie wymagam.
Ekspresowa odżywka regeneracyjna Gliss Kur - zakup tej odżwyki to był strzał w dziesiątkę! Dzięki niej nie mam już żadnych problemów z rozczesywaniem włosów. Nie plącza się, są miękkie i gładkie, a przede wszystkim pięknie pachną.
Odżywka pielęgnacyjna Garnier z olejkiem z awokado - tak jak poprzednia, ta odżywka ma też bardzo przyjemny zapach (wstyd się przyznać, ale czasami kupuje jakiś produkt tylko dlatego, że ładnie pachnie;)). Odżywka nie obciąża włosów, są one miękkie w dotyku, pięknie się błyszczą i nie puszą się już tak bardzo, jak kiedyś. 
 
 PIELĘGNACJA CIAŁA
Peeling do ciała Lirene intensywna regeneracja - wypróbowałam wiele peelingów, ale takiego zdzieraka jeszcze nie miałam. Fantastycznie ściera martwy naskórek, ale w żaden sposób nie podrażnia skóry, nie jest ona zaczerwieniona, ale miękka i gładziutka w dotyku. Peeling fajnie się pieni, z powodzeniem można nim dokładnie oczyścić nasze ciało - takie 2w1 - nie dość że peelinguje, to jeszcze myje. A do tego ten zapach(!), później cała łazienka nim pachnie.
Antyperspirant Lady Speed Stick wild freesia -od lat mnie nie zawodzi, doskonale chroni, czuje się z nim komfortowo w każdej sytuacji, a do tego przepięknie pachnie.
Regenerujący krem do rąk Garnier do rąk zniszczonych - na zbliżające się coraz to chłodniejsze dni to mój pielęgnacyjny must have. Skóra na dłoniach w tym czasie bardzo szybko mi się przesusza i dłonie stają się szorskie i spierzchnięte. Ten krem radzi sobie z tym problemem genialnie. Teraz nie wyobrażam sobie wyjść z domu, nie mając go w torebce (recenzja tutaj).

PIELĘGNACJA TWARZY
Żel do mycia twarzy Effaclar - doskonale oczyszcza twarz, zmywa resztki makijażu, nie wysusza skóry, pięknie się pieni. Jest też bardzo wydajny, wystarczy dosłownie pół pompki na umycie całej twarzy. Zapach nie jest zbyt przyjemny, ale z czasem można się przyzwyczaić ;)
Oczyszczający płyn micelarny L'oreal Ideal Soft - zdecydowanie mój faworyt w kategorii płynów micelarnych, pobił nawet samą Biodermę - jakościowo są niemal identyczne, ale cenowo - to przepaść. Świetnie radzi sobie ze zmywaniem makijażu, bez większego pocierania, ładnie wszystko rozpuszcza. A co najważniejsze nie podrażnił moich bardzo wrażliwych oczu.
Maść z tlenkiem cynku - ta maść kilkakrotnie uratowała mnie w tym miesiącu, moja cera była bardzo kapryśna, co chwila pojawiały mi się jakieś wypryski. Wystaczyło takiego "łobuza" posmarować na noc tą maścią, a rano był już zdecydowanie mniejszy, a po 2-3 dniach znikał całkowicie. Efekty - absolutnie genialne, cena - śmieszna około 3 zł w aptece.

Używałyście któryś z tych produktów? Jak się u Was spisywał? Jacy są Wasi ulubieńcy ostatniego miesiąca?

poniedziałek, 4 listopada 2013

TESTUJEMY: Podkład Rimmel WAKE ME UP

Na początku chciałam przeprosić za dość długą nieobecność na blogu, ale dopadła mnie choroba i niestety nie miałam ani siły, ani natchnienia, żeby coś sensownego dla Was napisać. Ale dzisiaj czuje się już zdecydowanie lepiej :) I w związku z tym chciałam Was zaprosić na szybką recenzję podkładu Rimmel Wake Me Up.

 
Co obiecuje nam producent?
Podkład rozświetlający. Pierwszy podkład Rimmel, który pobudza cerę i sprawia, że promienieje blaskiem. Nadaje skórze nieskazitelny wygląd. Działa natychmiast przeciwko oznakom zmęczenia. Zawiera peptydy i nawilżający kompleks witaminowy. Posiada filtr SPF 15.


Plusy:
  • cera jest fantastycznie rozświetlona, skóra wygląda na zdrową i wypoczętą
  • podkład wtapia się w naszą skórę, idealnie się do niej dopasowuje, nie tworzy efektu maski
  • nie ciemnieje na twarzy i nie ściera się w ciągu dnia
  • drobinki brokatu nie są widoczne na twarzy, ale powodują, że nasze cera jest promienna i nabiera blasku i nie jest to nachalny efekt święcącej bombki choinkowej
  • krycie średnie, co mi bardzo odpowiada, ponieważ nie lubię mocno kryjących podkładów; ale dla osób, które mają cerę problemową lub lubią całkowity mat na twarzy, może być za lekki
  • nie zapycha porów, nie podrażnia mojej wrażliwej skóry, nie podkreśla suchych skórek
  • nie zostawia śladów na ubraniach
  • ma przyjemny, delikatny zapach, ale którego nachalnie nie czujemy na naszej twarzy
  • opakowanie jest bardzo eleganckie - szklana buteleczka z wygodnym dozownikiem 
  • plusem jest oczywiście to, że podkład posiada filtr SPF15
Minusy:
  • podkład osadza się na ściankach, przez co niestety nie widać dokładnie zużycia, nie wiemy, kiedy się nam zaczyna kończyć
  • cena - wysoka, bo kosztuje w granicach 40-45zł, dlatego ja zawsze wypatruje go na promocjach

Bardzo lubię ten podkład, jest to jeden z moich dwóch ulubionych - obok kolegi z Bourjois Healthly Mix. Uwielbiam go za to, jakie rozświetlenie daje na skórze - nie jest to nachalne błyszczenie, ale taka delikatna jakby poświata. Zmęczona i szara twarz wygląda jasno i promiennie. Na mojej mieszanej cerze sprawdza się idealnie - kryje wystarczająco, wyrównuje, po lekkim przypudrowaniu utrzymuje się cały dzień. Natomiast myślę, że nie sprawdzi się on u osób ze skórą tłustą, ponieważ krycie nie jest duże i nie matowi on jakoś szczególnie naszej cery. Dodatkowo podczas mojej choroby polubiłam go za jeszcze jedną rzecz - skóra wokół nosa była zaczerwieniona i mocno przesuszona (jak to zwykle bywa przy katarze) - podkład ten ładnie to zakamuflował, przykrył, ale przy tym nie podkreślił jakoś bardzo suchych skórek wokół nosa, a wręcz sprawił, że były one mniej widoczne.
Ja jestem z niego bardzo zadowolona i z czystym sercem Wam go polecam. Wiadomo cena nie powala, ale ja nigdy go w regularnej cenie nie kupuje, ostatnio dorwałam go na promocji w Hebe za 23,99 zł - zakup na zapas, ale wiem, że jak opakowanie, którego aktualnie używam się skończy, to żadnej promocji akurat na ten podkład nie będzie (zawsze tak mam;)) 


A Wy miałyście już do czynienia z tym podkładem? Jak się u Was sprawdził? Jakie są Wasze ulubione podkłady do twarzy?